Jane Austen

Ogród Jane Austen

Dialog ukradkowych spojrzeń

Nie tylko Keira Knightley okazuje się być atrakcją najnowszej adaptacji „Dumy i uprzedzenia”. Piękne pejzaże wyłaniające się spośród angielskich mgieł, humorystyczne i romantyczne wydarzenia ilustrujące życie na końcu XVIII wieku, trochę szczerych emocji i zgrabnych dialogów, tworzy obraz klasycznej, wciąż żywej opowieści o komplikacjach sercowych.Kiedy kamera płynnie mknie, wyławiając z tłumu twarze, emocje ukryte pod przesłoną konwenansów, drobne detale układające się w kadrze w obraz starannie dopracowanej formy filmowej, okazuje się, że kolejna wersja „Dumy i uprzedzenia”, tym razem w reżyserii Joego Wrighta, nie opiera się w całości na zgrabnej historii i ironicznej obserwacji, które to filmowcy zawdzięczają Jane Austen. Jest jeszcze pomysł, jak po raz kolejny losy Lizzy opowiedzieć oraz aktorstwo i forma, przekształcające idee w wizję na ekranie.
Jako wielka wielbicielka prozy brytyjskiej pisarki Jane Austen, oczekiwałam następnej filmowej wersji jej słynnego utworu z niecierpliwością i odrobiną sceptycyzmu. Historia inteligentnej mieszkanki angielskiej prowincji, Elizabeth Bennet, która poznając małomównego pana Darcy'ego, rozpoczyna emocjonalną grę słów i pozorów zwieńczoną obowiązkowym szczęśliwym zakończeniem, była już używana przez filmowych twórców wielokrotnie z lepszym lub gorszym skutkiem. Dlatego też kolejna ekranizacja poprzeczkę miała postawioną niezwykle wysoko, bo zainteresować oklepanym schematem nie jest łatwo.
Często przekształcane, skracane, bądź nawet profanowane motywy z powieści Austen zostały bardzo poważnie i z należytym szacunkiem potraktowane przez reżysera najnowszego filmu. Widzom oszczędzono zmian fabularnych, co oczywiście oznacza także brak zaskoczeń, ale „Duma i uprzedzenie” zdobywa punkty w innych aspektach. Zachwyca spokojny rytm nastrojowej opowieści połączony z estetyką formalną obrazu. Fragmenty statyczne przeplatają się z pozornie dynamicznymi, które tak naprawdę doskonale wpasowują się w kombinację pozostałych scen. Delikatne barwy zamglonych wrzosowisk lub skąpanych w słonecznej poświacie drzew tworzą wraz z magicznie brzmiącym dźwiękiem fortepianu niezapomnianą atmosferę wyciszenia i skoncentrowania na uroku chwili. Nawet gdy miejsce pięknych widoków zajmują roztrajkotane siostry Bennet, a muzyka ustępuje ironicznym dialogom, aura szczególności i ujęcie fabuły w poetyckie klamry pozostają niezmienione. Kamera w jednym długim ujęciu ukazuje detale XVIII-wiecznej codzienności pieczołowicie odmalowanej przez Austen, które składają się na panoramę prowincjonalnego życia danej epoki.

Twórcy chyba nieco przesadzili z chęcią udramatyzowania fabuły, dopisując Lizzy próbę samobójczą.

Delikatna oprawa wizualna filmu koresponduje z tym w jego treści, co Wright wyraźnie chciał uwypuklić - z emocjami bohaterów wciąż skrywanymi pod tradycyjnymi postawami, jakich oczekuje otoczenie. Aby nie stać się obiektem plotkarskich analiz ze strony lokalnych społeczności, żeby zachować własną uczuciowość dla siebie, zręcznie zarysowane przez twórców postacie skrywają się w cieniu konwenansów i sztucznych póz. Dzięki aktorom różnorodne, barwne postacie z kart brytyjskiej powieści zyskują nowe cechy i jednocześnie zdobywają sympatię, utrzymując uwagę widza. Największe kontrowersje budził od początku rozpoczęcia produkcji wybór nieznanego Matthew McFadyena do roli uwielbianego pana Darcy'ego. Na szczęście, warto czasem wierzyć producentom. McFadyen stopniowo zdobywał sobie moje uznanie, podobnie jak Lizzy powoli przekonywała się do Darcy'ego. Aktor wraz z ewolucją postaci staje się coraz bardziej interesujący, mrukliwość i nieprzystępność ustępuje miejsca nieśmiałości i tajemniczości. Tak właśnie wielu czytelników zawsze wyobrażało sobie pana Darcy'ego, podobne cechy rzesze widzów odnalazły w najsłynniejszym odtwórcy tej roli - Colinie Fircie. Jednak McFadyen nie upodabnia się do poprzednika, z tych samych składników tworzy coś innego. Wspaniale dopełnia się z emocjonalną, spontaniczną i inteligentną Elizabeth w udanej interpretacji 20-letniej Keiry Knightley. Młoda gwiazda tak samo jak swoja Lizzy tryska młodzieńczą energią, jednocześnie ostrożnie podchodzi do klasycznej bohaterki Austen.

Ze względów oszczędnościowych aktorzy nosili tylko górną połowę strojów - dół przesłaniała dekoracja.

Wright eksponuje powoli rodzące się uczucie, bazując nie na słowach, a na milczeniu, spojrzeniach, ulotnych chwilach i przypadkowym dotyku. Buduje w ten sposób nastrój niepewności i rozgrywa wątek miłosny przede wszystkim w sferze niedomówień. Najważniejsze, że cała doskonale znana fabuła rozwija się w sposób prawdopodobny, wprowadzając oczekiwanie na kolejny zestaw bon motów, sprytnych ripost i cieszących oko wyczynów aktorskich. „Duma i uprzedzenie” z historii o trudnych relacjach uczuciowych zamienia się w opowieść o zrozumieniu własnych potrzeb, pokonywaniu słabości czy o próbach kształtowania życia, by uczynić je szczególnym, mimo nieszczególnej rzeczywistości. Wreszcie opisuje rodzinę, w której człowiek zderza się z tak różnymi racjami, że uczy się nie tylko siebie, ale innych, bliskich mu osób. W tym temacie ogromną rolę odegrali nietuzinkowi Donald Sutherland i Brenda Blethyn jako państwo Bennet. Mimo dzielących ich różnic, oboje zdawali sobie sprawę jak ważni są dla siebie i jak ważne są dla nich ich córki. Wiedzieli, że miłość pozwala im funkcjonować, ale wymaga też poświęceń: rozstania z dziećmi i rozstrzygania konfliktów. Sama Elizabeth wstydziła się braku manier swojej rodziny, ale gotowa była bronić jej pod każdym względem, udowadniając, że siła kochanych przez nas osób jest wielka. I to dopiero jest szczęśliwe zakończenie tej tradycyjnej, austenowskiej historii.

autor: Ewa Drab
źródło: http://esensja.pl/film/recenzje/tekst.html?id=2954

Gosia, 2006-02-14 08:24:45

www.JaneAusten.pl © Ogród Jane Austen, 2004-2024

Template Licence