Strona po¶wiecona Jane Austen
Nie jeste¶ zalogowany.
Moje kochane, może któraś a Was wie i mnie uświadomi, dlaczego państwo Gardiner i Lizzy mogli przyjechać do rezydencji pana Darcy jak zwykli turyści do pierwszego lepszego muzeum i zwiedzać ja w towarzystwie jego gospodyni? Najwidoczniej było (a może wciąż jest?) to naturalne i przyjęte (moja ukochana pani domu Hiacynta Bukiet też odwiedzała ich lordowskie mości). Pomóżcie!
Offline
Też jestem ciekawa...może jakieś piękne i stare majątki można było w ten sposób zwiedzać? Co na to starsze bywalczynie forum?
Offline
Wydaje mi się, że tak było przyjęte. Turyści mogli sobie oglądać co bardziej interesujące pałace i zamki - oczywiście tę "oficjalną" część, i to najlepiej podczas nieobecności gospodarzy.
Do dzisiaj niektórzy przedstawiciele angielskiej arystokracji czerpią z tego tytułu całkiem duże dochody.
Offline
Wygląda na to, że zwyczaj ten był powszechnie przyjęty. Wujostwo i Lizzy wspominają inne rezydencje, które już zwiedzili podczas podróży. Lizzy ma zastrzeżenia co do Pemberley tylko z obawy przed spotkaniem właściciela. Słyszałam kiedyś, że w UK jest to nawet zagwarantowane prawnie - ale sądziłam, że tylko w przypadku rezydencji historycznych (powiedzmy - nasza Kossakówka, z wciąż mnieszkającymi w niej Kossakami). Wydaje mi się jednak, że Pemberley do takich nie należało. Nadal mnie ta sprawa nurtuje.
Offline
Fakt, rzeczywiście w Anglii są chyba takie zwyczaje, bo pamiętam jeden z odcinków "Co ludzie powiedzą?" i tam Hiacynta wraz z mężem zwiedzała rezydencję jednego hrabiego czy lorda, potem zaś spotkała go w ogrodzie, nie domyśliła się jednak, kogo ma przed sobą i nie zawiązała "korzystnej" znajomości.
Offline
Moi znajomi uwielbiają Angilię, a ponieważ stać ich na to - zwidzają ją nawet kilka razy w roku. I mówili mi, że tam można zwiedzać zamki i temu podobne budynki. Właściciele mieszkają sobie w wyznaczonej części, a reszta jest dla ciekawskich :-)
Offline
czytałam kiedyś, że takie zwiedzanie było powszechne ale jednak właściciel musiał wyrazić zgodę na take wizyty
Offline
To i tak było trochę dziwne.To tak jakby teraz ktoś chciał oglądać wasz dom.Ja bym chyba nie chciała.
Offline
podejrzewam ze to zwiedzania były przewidziane te najbradziej reprezentatywne pokoje jak np galerie itp. natomiast do sypialni wstępu nie było
Offline
a ze w CZTERECH KATACH czy jakis innych pokazuje sie mieszkamia bogatych i znanych to jakos zapomnialyscie. Kazdy chce podgladnac jak bogacze mieszkaja.. zawsze tak bylo.
Offline
Kojarzę, że w Rozważnej i romantycznej była informacja o tym, iż przed wyjazdem ze swej posiadłości, właściciel pozostawiał "dyrektywy" co do możliwości zwiedzania posesji podczas jego nieobecności. Bez owej zgody było to niemożliwe.
Mnie zastanawiajÄ… inne kwestie:
- nieco dziwne wydaje mi się chorowanie w domu praktycznie obcych sobie ludzi (choćby Jane w DiU). Odwiedziny Bingley`a w pokoju, gdzie w pościeli i koszuli nocnej leżała Jane - czy to się nie kłóci z duchem epoki?
- wpadanie bez pukania i uprzedzenia (próba pierwszych oświadczyn Darcy`ego + jego wejście wieczorem/nocą - zostawienie listu). Nieco mnie to dziwi, bo ja nawet teraz nie chciałabym, żeby jakiś facet (choćby i Darcy ) wpadł tak do mnie ni stąd ni zowąd.
Co o tym sądzicie? Może niepotrzebne me zdziwienie
pozdrawiam,
m.
Offline
Moniko w tej wersji z 2005 roku jest dużo nieścisłości, o których już gdzieś tam pisałyśmy.... dla mnie odsobiście też bardzo rażące są to naruszenia, ale co ta widocznie taka była wizja reżysera...
wierniejsza książce jest ekranizacja z 1995 roku.... którą kocham miłością pierwszą i dozgonną.... :oops:
Offline
Moniko w tej wersji z 2005 roku jest dużo nieścisłości, o których już gdzieś tam pisałyśmy.... dla mnie odsobiście też bardzo rażące są to naruszenia, ale co ta widocznie taka była wizja reżysera...
wierniejsza książce jest ekranizacja z 2005 roku.... którą kocham miłością pierwszą i dozgonną.... :oops:
no tak, ale w książce Jane faktycznie chorowała w Netherfield. A mnie się to i tak wydaje dziwne W każdym razie dziś raczej się tego nie praktykuje.
pozdrawiam,
m.
Offline
wierniejsza książce jest ekranizacja z 2005 roku.... którą kocham miłością pierwszą i dozgonną....
Chyba powinno byc z 1995 roku, Kiko
Tak w DiU 2005 wiele rzeczy mnie razi.
Te odstepstwa od realiow bywaja troche denerwujace.
Offline
no tak, ale w książce Jane faktycznie chorowała w Netherfield. A mnie się to i tak wydaje dziwne W każdym razie dziś raczej się tego nie praktykuje. .
Z pewnoscia obecnie tego sie nie praktykuje, ale trzeba pamietac, ze podroz wtedy byla bardziej meczaca i moze faktycznie bardziej rozsadnie bylo chorowac na miejscu, niz z goraczka wychodzic na zewnatrz i podrozowac w trudnych warunkach.
Offline
no tak, ale w książce Jane faktycznie chorowała w Netherfield. A mnie się to i tak wydaje dziwne W każdym razie dziś raczej się tego nie praktykuje. .Z pewnoscia obecnie tego sie nie praktykuje, ale trzeba pamietac, ze podroz wtedy byla bardziej meczaca i moze faktycznie bardziej rozsadnie bylo chorowac na miejscu, niz z goraczka wychodzic na zewnatrz i podrozowac w trudnych warunkach.
------
no tak, nie pomyślałam o podróży. W każdym razie i tak raczej wolałabym żyć wtedy niż teraz. I nawet chorować w Netherfiled
m.
Offline
wierniejsza książce jest ekranizacja z 2005 roku.... którą kocham miłością pierwszą i dozgonną....Chyba powinno byc z 1995 roku, Kiko
Tak w DiU 2005 wiele rzeczy mnie razi.
Te odstepstwa od realiow bywaja troche denerwujace.
zmieniłam już... niewybaczalny błąd... dziękuję Małgosiu (buziaczek)
Offline
Jeżeli chodzi o chorowanie poza domem... to chyba było to praktykowane... przecież w S&S to nawet z domu się wynieśli gospodarze jak Marianna zachorowała....
dostęp do lekarstw był mocno ograniczony... poza tym było duże ryzyko zejścia z tego świata, nawet przy przeziębieniu....
ale tak jak jest to przedstawione w wersji z 2005 roku.... przesadzili moim zadaniem....
Offline
Tak w DiU 2005 wiele rzeczy mnie razi.
Te odstepstwa od realiow bywaja troche denerwujace.
Dla mnie nie są denerwujące - pogodziłam się z tym, że taka jest wizja reżysera. Pokochałam wersję z 2005 roku za wiele rzeczy. Chociaż oczywiście pewne realia epoki powinny zostać zachowane.
Co nie zmienia faktu, że to chorowanie w gościnie jest dziwne. Podobnie było przecież w "Wichrowych Wzgórzach" - Kathy dość długo kurowała się u Lintonów. Pewnie chodziło o to, że jak te kobiety były postrzegane jako tak słabego zdrowia (albo były tak słabe, Jane z przeziębieniem chyba z miesiąc w betach leżała ;-)), że podróż w tym stanie do domu mogła narazić ich życie...
Offline
Chciałam tylko powiedzieć, że zwiedzanie zamieszkałych rezydencji jest dość powszechnie przyjęte właściwie w całej Europie i to od bardzo dawna. Pamietajcie, że rezydencje te były budowane i rozbudowywane przez wiele pokoleń i stanowiły dorobek kulturowy danego kraju, stając sie w ten sposób nie tyle dobrem społecznym (bo własność prywatna w cywilizowanych krajach jest nienaruszalna) ale narodowym. W związku z tym potomkowie dawnych właścicieli wręcz uważają za swój obowiązek udostępniać je "publiczności", a że przy tym podbuduja budżet to nikomu nie przeszkadza, w końcu takie ogromne budowle, wymagaja nieustających remontów i napraw. Wiele z nich dostaje na to subwencje od państwa, ale wiadomo, że własna chałupa, to wór bez dna. Współcześnie np. we Francji w tych pałacach właściciele zamieszkują tylko kilka, kilkanaście pokoi, a reszta pełni funkcje muzealne i calusieńki rok na siebie zarabia.
A co do chorowania "w gościach"... Tu na pewno głównie chodziło o bezpieczeństwo pacjenta, zwykła angina bez antybiotyku może grozić śmiertelnym zejściem, nie wszyscy mieli zamykane powozy, spora ilość ludzi miała tylko odkryte powodziki, landa itp., cóżby to był za gospodarz, który naraziłby na niebezpieczeństwo, kogoś kto już miał szczęście zachorować jako gość. A poza tym taki wielodniowy gość w domu to duże urozmaicenie gdzieś gdzie główną atrakcją było pianoforte, książki, gra w karty i haftowanie parawaników, a tu od razu nowy temat do rozmowy, jakieś zajęcie, opieka, zaglądanie jak leci, atrakcji, że głowa boli ;-)
Offline
(...)
A co do chorowania "w gościach"... Tu na pewno głównie chodziło o bezpieczeństwo pacjenta, zwykła angina bez antybiotyku może grozić śmiertelnym zejściem, nie wszyscy mieli zamykane powozy, spora ilość ludzi miała tylko odkryte powodziki, landa itp., cóżby to był za gospodarz, który naraziłby na niebezpieczeństwo, kogoś kto już miał szczęście zachorować jako gość. A poza tym taki wielodniowy gość w domu to duże urozmaicenie gdzieś gdzie główną atrakcją było pianoforte, książki, gra w karty i haftowanie parawaników, a tu od razu nowy temat do rozmowy, jakieś zajęcie, opieka, zaglądanie jak leci, atrakcji, że głowa boli ;-)
Już nie wspomnę o tym, że mozna się zakochać w takiej pacjentce albo siostra o ślicznych oczach pieszo może do niej przyjść w odwiedziny i też zostać na czas jakiś - i w niej też się można zakochać :-)
Offline
Ale to już tylko takie "korzyści uboczne" oczywiście.
Za to wysoce przyjemne - po pokonaniu wstępnych uprzedzeń i dumy :-)
Offline
I kto by pomyślał, że tyle pożytku można mieć ze zwykłego kataru...
Offline
no tak, ale w książce Jane faktycznie chorowała w Netherfield. A mnie się to i tak wydaje dziwne W każdym razie dziś raczej się tego nie praktykuje.
pozdrawiam,
m.
Ale Jane byla chora i - jak to powiedziala pani Bennet - zbyt slaba, zeby ja przenosic do domu. Juz lepiej bylo, zeby sie tam wykurowala. Zwlaszcza, ze wtedy nie bylo takich lekow jak dzis i umieralnosc byla wieksza.
Co do wczesniejszych kwestii - niescislosci w Dumie z 2005 to zgadzam sie z tym zupelnie. Na cale kino krzyczalam, ze Bingley nie powinien wlazic do sypialnie badz co badz obcej kobiety, nawet jesli bylby to jego dom. O Darcym, co wlamuje sie noca nie wspomne nawet - bo co to mialo byc. A to ze oboje laza rano (pod koniec filmu) niekompletnie ubrani bez przyzwoitki itp. a potem do pana Benneta ida... litosci.
Offline