Strona po¶wiecona Jane Austen
Nie jeste¶ zalogowany.
Tylko na mnie nie krzyczcie :-) Temat tego postu nie ma żadnego podtekstu, ani nie znaczy, że jestem materialistką! Ot tak mnie naszło. Ogladając już chyba po raz tysięczny DiU zastanowiło mnie jak bogaci byli Ci ludzie. No wiem...pałace, służba itp. A tak porownując do dnia dzisiejszego?? Pani Bennet krzyczy i sie ekscytuje, żeby nie powiedzieć że sie podnieca "he has 5 thousand a year". Ile to by było w dzisiejszych czasach...a jak bogaci by byli Państwo Bennet w XXI wieku??
Offline
też się kiedyś nad tym zastanawiałam, ale w sumie nie wiem:( może państwo Bennet to taka klasa średnia, co to muszą brać kredyty na mieszkanie i potem spłacać je przez dwadzieścia lat, na wczasy jeżdżą pod namiot, a ubrania kupują na przecenie w supermarkecie? biedy na pewno nie klepią w sensie dosłownym... Dalej, panie Dashwood trochę gorzej od Bennetów, powiedzmy......nie mają na spłatę tego kredytu. Eliotowie-wszystko fajnie, tylko powiedzmy......coś w stylu małego bankructwa i trzeba zamienić willę z basenem na willę bez basenu. Potem Bertramowie.....hm.....nie wiem-może stan majątkowy porównywalny do dobrze prosperujących biznesmenów. Podobnie Darcy, pan Woodhouse i pan Knightley, trochę gorzej Bingley, choć też całkiem całkiem. Ale to wszystko tylko moje skromne spekulacje, nie znam się Gotko, fajny wątek:)
Offline
Ja bym powiedział, że panie Dashwood wypadają wyraźnie gorzej od Bennetów. Dowodem tego jest to, że pan Collins to niezła partia ;-)
Problemem wielu rodzin (może poza panem Dashwoodem, a zwłaszcza jego żoną) u JA jest brak gospodarnego myślenia. Majątki są głównie dziedziczone, przynoszą jakiś dochód (często całkiem spory), ale właściciele stosują pasywne podejście -- zadowalając się dochodem jaki majątek przynosi i nie przykładając wagi do możliwości jego zwiększenia; nie inwestują uzyskanych pieniędzy. Majątkiem zresztą zwykle zajmuje się rządca. Wyjątków od tej reguły jest niewiele, a ludzie którzy sami się dorabiają, nie mają wysokiej pozycji towarzyskiej. (Choć JA wyraźnie ich lubi -- przykładem są młodzi pastorowie (z wyjątkiem pana Collinsa), marynarze, czy sympatia z jaką spotykają się państwo Gardiner.)
W każdym razie przyczyną finansowych ograniczeń (Eliotów, Bennetów, Bertramów) jest połączenie beztroski w wydatkach (co odczuwano jako wymóg pozycji towarzyskiej) z brakiem starań o zwiększenie dochodu.
Jak bogaci w porównaniu do współczesności -- to zależy co masz na myśli Zasady dziedziczenia sprawiały, że dysponowali cennymi nieruchomościami. Byli w swoim czasie klasą średnią, ale w porównaniu do współczesnej klasy średniej ich majątki były większe. Najbogatszy wśród bohaterów chyba jest pan Rushworth, z bardzo ładnym majątkiem (12 tys. rocznie).[/url]
Offline
tak, też wydaje mi się, że Rushworth był najbogatszy, a zbliżony do niego był Darcy (10 tyś.) i Knightley. Ja bym powiedziała, że klasą średnią to byli właśnie Bennetowie i ci wszyscy marynarze, pastorowie itd. czyli należący do "towarzystwa", ale nie zajmujacy z w nim najwyższej pozycji. Oni byli tzw. "gentry", czyli szlachtą rodową, wśród której też istniały podziały, lub też dorabiali się w zawodach "godnych gentlemana". Natomiast właśnie Darcy'ego, Knightleya itp. oceniłabym współczesnym epitetem "dziani", bo oni naprawdę nie tylko mieli pieniadzę, ale też wysoką pozycję wśród angielskiej socjety. Inną kwestią są tytuły szlacheckie, czyli jeśli przed nazwiskiem było "sir" czy coś takiego, to wpływało to na sytuację społeczną, ale niekoniecznie wiązało się ze stanem majątkowym-dobrym przykładem jest "sir" Lucas, na którego zwykły "pan" Darcy może spokojnie patrzeć z góry. W Anglii łatwiej było zdobyć tytuł szlachecki niż np. w Polsce. Ja nie wiem, czy na temat piszę........ :oops:
Offline
może państwo Bennet to taka klasa średnia, co to muszą brać kredyty na mieszkanie i potem spłacać je przez dwadzieścia lat, na wczasy jeżdżą pod namiot, a ubrania kupują na przecenie w supermarkecie? biedy na pewno nie klepią w sensie dosłownym
czyli to by była rodzina ot taka średnio zamozna jakich ostatnio wiele w Polsce - coś tam ma, rozrzutna być nie może, ale na coś też może sobie pozwolić.
Ja wiem że problemy to oni mieli inne - dom przechodził jako dziedzictwo, a my ewentualnie kredycik w CHF
A Panie Dashwood to kim by były w dzisiejszych czasach?? Na co by mogły sobie pozwolić??
Ale mnie tematy od rana męczą
Offline
Dla mnie najciekawsze jest, jest dosłownie wszyscy wiedzieli, ile kto ma rocznie dochodu. Była to informacja przekazywana w towarzystwie zaraz po nazwisku A teraz? kwitka z wypłaty nie można ujawniać, a majątek, dochody itp. to dane osobowe i ściśle tajne Sumy dochodów i wydatków postaci z powieści JA robią jednak wrażenie:p. Darcy ma 10 000 dochodu rocznie, a Lidia ma dostawać od ojca rocznie 100 funtów. Czyli co: p. Darcy spokojnie utrzymałby przez rok sto takich rozrzutnic! Pytanie, czy ten roczny dochód to był "na czysto", czy "brutto".
Offline
Bennetowie nie byli średnio zamożni w porównaniu do obecnych polskich warunków. Stać ich było na utrzymaniu służby (w tym kucharki) i to nie najgorszej (por. państwo Price w MP), nigdy nie musieli osobiście pracować, itd., majątkiem przekraczają większość innych bohaterów powieści, oprócz sfery Bingleya, Darcy'ego, czy Lady Katarzyny, rzecz jasna...
To byłaby dzisiaj DUŻA willa z ogrodem, nawet jeśli mieliby tylko jeden samochód
Offline
Ale służbę mieli np. zarówno Bennetowie jak i Panny Dashwood (przynajmniej w filmie :? ) - a róznica i tak byla między nimi dość duża.
Dla mnie najciekawsze jest, jest dosłownie wszyscy wiedzieli, ile kto ma rocznie dochodu
Fakt - skÄ…d oni to wszystko wiedzieli
Czyli na jakim poziomie życia dalibyście Bennetow - do kogo byście porównali, kto żyje w obecnych czasach? Ja akurat na służbę nie zwracałabym aż tak dużej uwagi bo każdy miał kogoś do pomocy. A jeśli by spojrzeć na DiU 2005 - to nie powiedziałabym wacle że byli oni na poziomie "dużej willi"
Nie wiem dlaczego ale wydaje mi się, że można Bennetow okreslic srednio zamoznmych - wiele osob ma w dzisiejszych czasach duża wille z ogrodem, samochod a mimo to liczy pieniazki, zyje czasem z kredytu itp. Ale to oczywiscie tylko moje zdanie
Offline
W filmach materialna strona zycia pokazana jest tylko powierzchownie..salon, dom..służba..tymczasem..wiadomo ze posiadłości sąsiadowały z sobą..prawie wszyscy mieli łąki, gospodarstwa, którymi zarządzali rzadcy -wspommina sie o tym przy okazji Pana Wickhama...Aglia była przecież potęgą w hodowli bydła..podliczając ilość ziemi, sztuki bydła oraz koligacje rodzinne można było sobie bardzo prosto wyliczyć ile kto ma rocznego dochodu ..
Służba była w każdym domu..nawet mieszczanie w Londynie czy innym miescie posiadali służącą xczy pokojówkę - to była bardzo tania siła robocza(najniższe zarobki ).nikt ze służby nie dałby rady odłożyć sobie na dom czy załozyć jakaś manufakturę..
Offline
Zapomniałem dodać, że nie można porównywać statusu materialnego osó pocztąku XIX wieku do statusu dzisiejszego Kowalskiego..to zbyt duża różnica..to byli dzierżawcy, właściciele ziemscy..My w porównaniu z Bennetami raczej jesteśmy biedni...
Offline
Gotko, zgadzam się, że Bennetowie byli średnio zamożni. Wtedy, jak napisał Robert, większość ludzi miała służbę, bo to była tania siła robocza. Co do różnic między paniami Dashwood i Bennetami w kwestii służby, to ....ekhm...panie Dashwood miały służącą, ale nie miały pokojówki. Wbrew pozorom to duża różnica. O służbie ówcześnie można znaleźć ciekawe informacje na stronie pemberley.com (oczywiście po angielsku), ale też w listach i dziennikach JA. Co do przerysowania sytuacji w dzisiejszą rzeczywistość-to ja bym nie przenosiła Bennetów w XXI wiek razem z ich domem, ogrodem i służbą, ale raczej wzięła pod uwagę inne realia. Minęło wszak dwieście lat, czyż nie? raczej podpisuję się pod opinią Gotki, że jest to klasa średnia i obstaję przy kredytach na mieszkanie. Panny Dashwood trochę w gorszej sytuacji (choćby sam fakt, że mieszkają przy krewnych,a nie samodzielnie). Poza tym dziś mamy większe możliwości powiększania dochodów niż kiedyś.
Ps. mnie też zawsze zastanawiało, że oni znali wszyscy swoje dochody, ale przeczytałam, że po pierwsze traktowano to jako ciekawostkę towarzyską, po drugie zabawiano się również przewidywaniem małżeństw traktowanych jako handel wymienny, czyli wśród znajomych spekulowano czyje majątki są najbardziej zbliżone i pod tym kątem analizowano, kto powinien kogo poślubić. I oczywiście dochód był elementem charakterystyki delikwenta i traktowany był jako jeden z przymiotów.
Offline
Myślę, że można by spróbować państwa Bennetów wymierzyć wyliczeniami Marianny i Elinor (co do zamożności-bogactwa), z poprawką na większą gospodarność panien Dashwood. Zgaduję ponad 1000 funtów rocznie, a raczej gdzieś pod dwa tysiące. (A ile to 2000 funtów, to w samej "RiR" mamy trzy różne opinie -- Elinor, Marianny i Johna Dashwooda.) "DiU 2005" chyba lepiej się nie sugerować -- film przerysowuje sytuację materialną Bennetów, by podkreślić różnicę materialnego statusu Elizabeth i Darcy'ego. Nawiasem mówiąc lepiej filmami się w ogóle nie sugerować -- różnice między interpretacjami w różnych filmach są spore. Stary (1980?) serial BBC pokazuje Darcy'ego wyraźnie "biedniejszego" niż w filmie z 1995 czy 2005 (podobnie Mansfield Park w serialu BBC jest skromniejszy i bardziej "średnioklasowy" niż u Rozemy); dwie zaś nowsze wersje różnie pokazują sytuację materialną Bennetów.
Offline
Zgadzam sie z tobą pak4, że w D&U z 2005 przerysowano ubóstwo Bennetów. Bardziej przychylałabym się do opinii, że wg JA ich stan majątkowy był na poziomie pokazanym w serialu z 1995. JA wyraźnie wspomina słowami pani Bennet skierowanymi do Collinsa, że ona wychowuje córki, jak damy i nie zaglądają do kuchni.
Zresztą co by nie mówić, wtedy było zupełnie inaczej. Osoby z ówczesnej klasy średniej stać było na roczną podróż po Europie, bez konieczności zarobkowania. A teraz? Teraz wyjazd na tydzień jest już obciążeniem budżetu.
Offline
Lizzy z D&U 2005 chodzi ewidentnie rozczochrana. Gdzież te zwinięte loczki i koczki Lizzy wersja 1995 r.? Obejrzałam wczoraj "Perswazje". Pałac zbankrutowanego pana Elliota dosłownie mnie powalił - marmurowe posągi i rzędy lokajów w peruczkach, uf. I panna Elżbieta Elliot, nieustannie coś ciamkająca w pozie rozwalonej (tego w powieści nie było na pewno :? ) To ma być pierworodna córka niemożliwie dumnego baroneta?? Film jest dość wierny książce, ale czegos mi w nim brakuje.
Offline
Co do "Perswazji" -- nie oglądałem ich pod kątem finansowym, ale o ile pamiętam film był wierny. Źródłem "bankructwa" Eliottów jest w końcu ich życie ponad stan, z którego u siebie w domu zrezygnować nie potrafią.
Natomiast największym objawieniem (estetycznym i nie tylko) w filmie, był dla mnie ich salon w Bath -- bardzo z epoki (choć styl, który wydaje mi się bardziej kontynentalny) i bardzo stylistycznie spójny.
Offline
Kontynentalny prawda?? Mnie właśnie tak po trochu to męczy, zatem kartkuję po raz kolejny jakieś historie kultury brytyjskiej, pod kątem mebli tym razem....heh....podobno Francja do pewnego czasu wiodła prym jeśli chodzi o meblarstwo, ale wychodzi mi, że w epoce Regencji to już jej miejsce zajmowała powoli Anglia, z przerwą na Napoleona i styl "empire" (francuskiego nie znam, więc nie wiem, jak to się do końca pisze, ale chyba widomo, o co chodzi? ). Nie mniej jednak rzeczywiście, ja też zwróciłam uwagę na tę "kontynentalność" A z tym salonem Eliotów to jeszcze chyba jest tak, że w ogóle w tej scenie jest przeskok z jednego świata--ziemiańsko-szlacheckiego, do "arystokratycznego".Najpierw Anne stoi w salonie Musgrove'ów we dworze (stare meble, ciemne ściany, niski sufit), po czym jest przejście do salonu Eliotów w Bath i w inny zupełnie klimat. Podoba mi się ta scena.[/i]
Offline
Moje poszukiwania stosownej literatury na półce, nie powiodły się. Z otwartej książki zerka na mnie jedynie Madame Recamier, wylegująca się na czymś w tym stylu (z obrazu Davida z 1800 roku).
Co do stylu empire -- niestety (znowu!) wysiłki mojego Ojca, by mnie nauczyć francuskiego napotkały na mój opór :oops:. Niestety, ale o tym jaka to szkoda przekonałem się za późno, a w moim wieku francuski, z wymową zwłaszcza (te wszystkie samogłoski, w których wymowie nie potrafię odnaleźć żadnej zasady!), do głowy coś nie wchodzi. Cytuję więc za Kopalińskim, że czyta się 'apir' ('a' wystepuje z wężykiem u góry, typuję że coś między ą, a ę) i że "rózni się od poprzednich [...] silniejszym wpływem starożytnej sztuki grecko-rzymskiej i motywów egipskich". (O właśnie! Te nawiązania rzucały mi się w oczy.) Można przy tym zapytać, czy autor scenografii nie wybrał celowo stylu empire, nie tylko dla podkreślenia odmiennego charakteru salonu Eliotów (ciekawe jak to się miało do patriotyzmu -- Anna zakochana w bohaterze wojennym, a ojciec i siostra meblują sobie salon w stylu wrogów...), ale także konkretnej chwili -- roku 1814, gdy ustała blokada kontynentalna i luksusowe wyroby francuskie mogły trafić do domów na Wyspach. (Co piszę w oparciu o ogólną wiedzę historyczną, a nie szczególną epoki, więc spodziewam się poprawek, które z pokorą przyjmę.)
Offline
"rózni się od poprzednich [...] silniejszym wpływem starożytnej sztuki grecko-rzymskiej i motywów egipskich"[/i]. (O właśnie! Te nawiązania rzucały mi się w oczy.) Można przy tym zapytać, czy autor scenografii nie wybrał celowo stylu empire, nie tylko dla podkreślenia odmiennego charakteru salonu Eliotów (ciekawe jak to się miało do patriotyzmu -- Anna zakochana w bohaterze wojennym, a ojciec i siostra meblują sobie salon w stylu wrogów...), ale także konkretnej chwili -- roku 1814, gdy ustała blokada kontynentalna i luksusowe wyroby francuskie mogły trafić do domów na Wyspach.
Hm....właśnie też dokonałam podobnych odkryć. Dobrze, bardzo dobrze....o meblarstwie dość dużo ciekawych rzeczy jest w "Dziejach kultury brytyjskiej" Lipońskiego, też co nieco u Daviesa, ale to bardziej właśnie o kontynecie niż o Anglii. Co do stylu wrogów, to chyba za bardzo się tym nie przejmowali? ładne było i modne, podobnie jak język francuski dobrze było wtedy znać (zwłaszcza kobiety, niektóre nawet pisywały salonowe romanse w tymże języku, ponoć brzmiącym bardziej "arystokratycznie", co u nas praktykowano na skalę jeszcze większą-patrz m.in. wszystkie panie Czartoryskie ). A co do wojen napoleońskich, to JA nie mogła o nich wspominać, bo była ostra cenzura, a nawet autocenzura, co by zaoszczedzić sobie pocięcia tekstu przez osobę trzecią. Jeśli się mówi o Francji, to jakoś tak "łukiem" w filmach już jest inaczej i pod tym względem lepiej pozwalają wejrzeć w epokę. Bo na "prawdziwych" salonach takie dyskusję toczyły się na 200%....Filmy są o te elementy bogatsze-np. właśnie "Perswazje", gdzie o kampaniach mówi się dużo (i ostatnia scena jest zupełnie inna niż w powieści, związana z tym, co mówi bodaj admirał Croft, że szykuje się kolejna wojna), ale też "Opactwo Northanger" gdzie scenarzysta wprowadza francuską arystokratkę, zbiega z rewolucyjnego Paryża i wkłada w usta bohaterów dialogi na temat WRF. O.k koniec. Off-topic mi wyszedł
Ps. Pak, ja do francuskiego też talentu nie mam wcale:( w ogóle z obcej mowy władam tylko angielskim, bo raczkującej łaciny i jeszcze bardziej raczkującego włoskiego nie zaliczam...
ps.2. Madame Recamier leży zdaje się na szezlongu:) ładną ma sukieneczkę i loczki, ale generalnie Davida nie znoszę
Offline
Przed kilku dniami ponownie wróciłam do D&U i tak sobie ją po troszku poczytuję. Tym razem zwróciłam uwagę na status finansowy bohaterów.
Znalazłam fragment, w którym JA pisze, że pan Bennet posiadał dochód 2000 funtów. Pan Bingley 4-5 tyś, a Darcy 10 tyś. Rodzina Bennetów jest raczej niezbyt zamożna, tak przynajmniej wynika z powieści. Ale co ciekawe w R&R przy rozmowie na temat Brandona, określany jest on jako bogaty właściciel ziemski z dochodem 2 tyś. Nie wiem, czy jest to tylko drobna niekonsekwencja pani JA, czy jednak Bennetowie byli rodziną zamożną, lecz nie mogli z powodów prawnych zostawić nic córkom.
Może ktoś z was wie, jak to jest w końcu? Bo zaczynam się gubić.
Offline
Tylko tyle miał??
O a mi się wydawało że on z takich bardziej dzianych był a Pan Bennet no nie mógł nic zostawić córkom bo nic nie oszczędzał a dochody z majątku przechodziły na Collinsa z majątkiem lub ta kasa była tylko dożywociem
Offline
Nie mam 100% pewności, ale chyba taką sumę wymieniano w R&R. I był uważany za bogacza.
Offline
Powiem Ci, że też się nad tym już nie raz zastanawiałam...Chyba przemawia do mnie ta wersja, że Bennetowie nie byli za biedni, tylko nie mieli męskiego potomka, więc majątek przechodził na okropnego pana Collinsa. Dopóki żył pan Bennet, rodzina nie miała problemów, ale po jego śmierci kobiety byłyby zdane na łaskę krewnych, gdyż nie mogłyby same na siebie zapracować i dostałby tylko rentę. Dlatego pani Bennet tak bardzo chce wydać córki za mąż, gdyż po śmierci ich ojca ich pozycja jeszcze by spadła (tak jak np. panien Daschwood, kiedy umarł ich ojciec). Wtedy spotkałby je los panny Bates z "Emmy"--pan Knightley mówi zresztą w którymś momencie, że kiedy Emma przyszła na świat, panna Bates była jej równa pozycją, ale teraz stoi dużo niżej, a im będzie starsza, tym niższa będzie jej pozycja. A płk Brandon jednak ma taki majątek na siebie samego-jeśliby nie miał syna, tylko pięc córek, pewnie podzieliłby los panien Bennet...
Offline
Oj może córki Brandona nie miałyby tak źle. W końcu nie każdy majątek był dziedziczony tylko w linii męskiej. Choćby córka lady Cathrine nie musiała martwić się o pieniądze.
Offline
Tyle, że to sytuacja lady C była precedensem, nie pułkownika.
Offline
Co prawda o Fredrze, ale tak jakoś skojarzyło mi się z materializmem (brrr... straszne słowo) u JA:
Podziwiam w istocie siłę pewnych komunałów. Wciąż mówi się bezmyślnie o "zmaterializowaniu" dzisiejszych czasów. Zapewne, jedną z cech nowoczesnego społeczeństwa jest gorączka zdobywania majątku; ale gorączka ta jest zarazem, co najmniej w równym stopniu, gorączką pracy; jest wspaniałą ekspansją twóczości. I czy temu nowożytnemu napięciu sił, talentów, energii godzi się przeciwstawiać ów rzekomy "idealizm" dawnego światka, opartego wyłącznie na spokojnym posiadaniu (beatus qui tenet, jak mawiał Pan Benet), ten spóźniony ancien regime, którego ostatnim odblaskiem jest jeszcze epoka Fredry? Zapewne nie troszczono się tyle o chleb powszedni, bo go było pod dostatkiem nawet dla rezydentów: ziemia rodziłą; ot, siedziało się przy kominku i obliczało się lata bogatych krewnych i posagi panien. Ale czyż właśnie nie było najgrubszym materializmem to wciskanie się pieniądza, hipoteki w uczucia rodzinne i pragnienia serca? To absolutne bałowchwalstwo wobec majątku, a wzgarda dla nieszczęśnika, któremu go brakło lub który, co gorsza, zdeklasował się jaką bądź pracą?
Tadeusz Żeleński Boy Obrachunki fredrowskie (z recenzji Wielki człowiek do małych interesów, Teatr im. Słowackiego w Krakowie, 1920), PIW 1956
Offline