Strona po¶wiecona Jane Austen
Nie jeste¶ zalogowany.
No... Nie całkiem... Kiedyś spróbowałam i w 20 min dotarłam do końca. Może tym razem się uda ;-)
Offline
Wydaje mi sie, ze powinnas. Nawet jesli w polowie Cie wkurzy. w koncu aby moc wyrobic sobie zdanie, trzeba skosztowac samemu...
Offline
No to obejrzałam... Nawet moje dzieci nie chciały oglądać ;-) Wersja 2005 ma kilka rozwiązań lepszych niz 1995, ale jest ich tak mało... Wygląd Charlotty jest bardziej odpowiedni, przecież miała być nieładna. Ale na 27 lat nie wygląda. Lady Catherine wygląda całkim, całkiem. za to jej córka wypadła w serialu duużo lepiej. Pan Collins w obu wersjach niezły. Może jednak w P&P95 bardziej bufonowaty. I panna Bingley w 2005 wygląda lepiej, szkoda że tak mało złośliwa. Wickham w obu wersjach mało przystojny (wiem, kwestia gustu). Ten z 2005 wygląda lepiej, ale gra gorzej. O Georgianie mam podobne zdanie. Ale najgorzej wyszły siostry Bennet, może z wyjątkiem Kitty. Lydia miała byc postawna, Mary brzydka a Jane najładniejsza z całej piątki. Tymczasem Mary wygląda całkiem sympatycznie, Lydia wrażenia w sumie żadnego nie robi ani. A Jane chociaż całkiem ładna to klasyczną pieknością nie jest, w sumie wygląda chyba gorzej od Lizzy i wydaje mi sie za stara. Lizzy zbyt często histerycznie suszy zęby ;-) Pan Bingley jest postacią prawie marginalną,a pan Darcy chociaż wygląda znośnie to jednak... Brak mu stanowczości, autorytetu. Nie widać po nim, że zawsze dostaje to czego chce, że to on rządzi.
Jak sobie przypomne kolejne minusy nowej werski to napiszÄ™ ;-) .
Offline
Ja mogę jeszcze dodać, że 2005 jest STRASZNIE chaotyczna i nie mówcie, że to przecież film i nie można było wszystkiego przedstawić, bo nie ma na to czasu, itp. Wiadomo, że coś trzeba wyciąć, bo to nie Bollywood i nikt nie będzie 11 godzin w kinie siedział, ale tam po prostu czasami nie wiadomo czemu coś się dzieje. Natomiast są przydługie wstawki w stylu Lizzy na huśtawce. Nie wiem czy gdybym nie czytała książki to bym wszystko za pierwszym razem załapała. No, a już na pewno nie rozumiałabym co ta Elizabeth widzi w tym płaczliwym gościu. Poza tym dobiło mnie w tym filmie prostactwo Bennetów.
Offline
Wipsania napisa³:
Ja mogę jeszcze dodać, że 2005 jest STRASZNIE chaotyczna i nie mówcie, że to przecież film i nie można było wszystkiego przedstawić, bo nie ma na to czasu, itp. Wiadomo, że coś trzeba wyciąć, bo to nie Bollywood i nikt nie będzie 11 godzin w kinie siedział, ale tam po prostu czasami nie wiadomo czemu coś się dzieje. Natomiast są przydługie wstawki w stylu Lizzy na huśtawce. Nie wiem czy gdybym nie czytała książki to bym wszystko za pierwszym razem załapała. No, a już na pewno nie rozumiałabym co ta Elizabeth widzi w tym płaczliwym gościu. Poza tym dobiło mnie w tym filmie prostactwo Bennetów.
No właśnie jestem po maratonie DiU w 3 wersjach 1986, 1995, 2005. Film z 2005 od poczatku nie bardzo mi sie podobał ale nie zauważyłam az tylu"niedociagnięć " nieścisłości" i przeinaczej książki. Najbardziej rzeczywiście rzuca się w oczy prostactwo Bennetów. Czy tak rzeczywiście chciała przedstawić ich JA. jako niedomytych w brudnej bieliznie z balaganem wygladajacym z kazdego kąta. Patrz scena kiedy Bingley przychodzi sie oświadczyć. Można przedstawić i bezpośrednio zaangażowanie w gospodartstwo w ninajbogatszej rodzinie połączone z pewna kultura, którą jak rozumiem ta klasa społeczna w tych czasach w Anglii posiadała jako przykład podam ostatni film "becoming Jane", ktory zresztą był przyczyną mojego wspomnieniowego maratonu.
No i jeszcze aktorzy: Keira, ktora nie wiedzieć czego czasami śmieje się głupkowato, a czasam wykonuje mocno nerwowe ruchy; słodzutki ale absolutnie nie nadajacy się do roli dumnego Darcego Mathew (ach, te zamglone oczka; no ale to nie to jak wyobrażamy sobie zakochanego Darcego); wyglądający głupkowato Bingley.
SÄ… 2 plusy wersji z 2005 pan Collins i Lady Cathrine, ale oni byli dobrzy i w wersji z 1995.
Powiedziałabym
1995>1986>2005.
Offline
Według mnie Matthew zagrał bardzo dobrze zakochanego Darcy'ego. Ale przyznam rację temu, że był za mało dumny i wyniosły.
Uważam, że Colin F. jest idealny jako dumny a Matthew jako zakochany.
Offline
snowdrop napisa³:
Według mnie Matthew zagrał bardzo dobrze zakochanego Darcy'ego. Ale przyznam rację temu, że był za mało dumny i wyniosły.
Uważam, że Colin F. jest idealny jako dumny a Matthew jako zakochany.
Masz racje bardzo dobrze zagral zakochanego. Poprostu słodziak, ale nie jest to typ Darcego jakiego wyobraziłam sobie po przeczytaniu ksiażki. Może masz rację, że mały mix Colin/Mathew byłby idealny na naszego "mężczyznę idealnego.
Offline
Mixik byłby dobry. I jeszcze niektóre sceny zarezerwujmy dla Jamesa McAvoya i Richarda Armitage. Tylko które dla kogo, hm?
Offline
Jak dla mnie James jest za dobry na Darcyego Predzej na porucznika Firzwilliama by sie nadał.
Rysio może byc w czymkolwiek. Pociąga mnie w równym stopniu do Darcy, wiec podzialem jestem zainteresowana na rowni z problemami wspolczesnej fizyki termojadrowej.
Offline
AineNiRigani napisa³:
Pociąga mnie w równym stopniu do Darcy, wiec podzialem jestem zainteresowana na rowni z problemami wspolczesnej fizyki termojadrowej.
No, no poważne zainteresowania ....
Offline
fizyka termojądrowa - ja nawet nie wiedziałam że coś takiego istnieje. Na obronę powiem że fizykę to ja miałam tylko w podstawówce, bo potem to już tylko ekonomia. W liceum ekon. nie mieliśmy chemii i fizyki, goegrafię tylko przez rok i historię przez 3 lata.
Taki okrojony programik.
Offline
kurcze, az zal pisac, ze to byla ironia. Z fizyki mialam ciagle zagrozenia i ot glupia chcialam zaakcentowac, ze Darsik to tak srednio mnie interesuje. Jakos zawsze zbyt mdla byla dla mnie ta postać. szczegolnie w filmowych wydaniach. Ksiazkowy duzo bardziej mi pasi.
Ostatnio edytowany przez AineNiRigani (2007-10-05 00:07:42)
Offline
Wiesz, Aine, ja nie wiem jak z Twoimi włosami obecnie, ale w filmach sensacyjnych blondynki zwykle interesują się fizyką termojądrową
Offline
Hahaha, Ainie ale nas przerobiłaś, ale wiesz z Ciebie taki debeściak, że nawet fizyka nie jest zaskoczeniem.
Pak, czy masz na mysli Bonda i Rosamund Pike?
A wracając do miksika, to z żalem musze przyznać że po licznych wyobrażeniach sobie Jamesika w roli Darcy'ego też mi jakoś nie pasuje. Ale może chociaż mała rólka, wychodzi od Lizzy wściekły po jej odmowie oświadczyn:
http://www.kino-govno.com/images.php?id … amp;img=92
Offline
snowdrop napisa³:
Pak, czy masz na mysli Bonda i Rosamund Pike?
Między innymi
Offline
pak4 napisa³:
Wiesz, Aine, ja nie wiem jak z Twoimi włosami obecnie, ale w filmach sensacyjnych blondynki zwykle interesują się fizyką termojądrową
Cóz, ja do TYCH blondynek nie należę. Prędzej do tych w stylu Harriett Smith
snowdrop napisa³:
Ale może chociaż mała rólka, wychodzi od Lizzy wściekły po jej odmowie oświadczyn:
http://www.kino-govno.com/images.php?id … amp;img=92
Z tak podbitymi oczami? Kwiatuszku, kogo robisz z naszej Lizzy?
jak dla mnie to idealny Fitzwilliam. Może nawet zrobić z niego Wickhama? Zdecydowanie bardziej interesujący od Ruperta.
Offline
Ale jaką złość ma w oczach!!!
Fitzwilliam może być, ale Wickham nie, nie, nie. Nie chce aby nasz kochany Jamesik grał rozpustnego Wickhama, który tylko udaje że jest miły.
Rupert mi się w ogóle nie podoba, gdzie tam on jest ładny. Już Orlando Bloom byłby lepszy do tej roli.
Offline
A zauważylaś, że oni są do siebie podobni? Z tym, że Orlando, trzeba przyznac, robi zawrotne postępy. Mialam mozliwosc obserwowac go od poczatku i jak poczatkowo byl drewniany, tak teraz naprawde fajnie gra. Uwielbiam jego Calcium Kida
Dla Ruperta nadziei chyba nie ma. to typowy śliczny chłoptaś, który poza wyglądem nie ma kompletnie talentu.
Offline
Są podobni ale Orlando ładniejszy. Jak oglądałam P&P to cały czas się zastanawiałam, jak mogli Ruperta dać do roli Wickhama.
Offline
Wszyscy sie zastanawiajÄ….
Rupert wyglÄ…da jak nieudany prototyp, albo spieprzona kopia. Bo podobni sÄ… zdecydowanie. Ale brak mu:
a) luzu
b) poczucia humoru (a tutaj Orlando naprawde jest niezły )
c) talentu
Offline
Ja chyba jak większość uważam że wersja 1995 roku jest najlepsza, niedawno ją obejrzalam po ram drugi od jakis 8 lat... super film, a co do wersji z 2005 roku jest dla mnie taka sobie - w jakim kolwiek tego slowa znaczeniu.. nie jest zla, fakt to tylko film nie serial..i jest miej czasu na przedstawienie wszystkiego szczegolowa - nie mniej jednak uwazam ze mozna bylo to zrobic lepiej. 1995>2005
Offline
tak czytam i czytam..i zgadza sie z Megg- nie wolno, a własciwie nie da sie porównać serialu i filmu, rządzą sie innymi prawami. I nie da sie obiektywnie stwierdzic "to jest lepsze od tego" Jestem na etapie , hehehe, szukania różnic pomiedzy 1995 a 2005 (pisze o tym i stwierdzam, ze to durne jest- szukanie róznic serial v film- nie ma jednej skali porwnawczej, zawsze jest jakies "ale"... osobiscie wolę film (ze wzgledu na zdjęcia, montaz i malarskość...czasami kojarzy mi sie z Greenawayem , "Kontraktem rysownika" i holenderskimi obrazami)
Offline
Ja już nawet nie porównuje serialu do filmu. Po prostu serial moge ogladac wielokrotnie, a film mnie po prostu nudzi. Nie daje mi niczego godnego zainteresowania. Wiec go nie ogladam.
Offline
delile napisa³:
osobiscie wolę film (ze wzgledu na zdjęcia, montaz i malarskość...czasami kojarzy mi sie z Greenawayem , "Kontraktem rysownika" i holenderskimi obrazami)
czytałam wywiad z Joe Wrightem na stronie Guardiana, b. ciekawy zresztą, w którym opowiadał o swojej młodości i tym, co go ukształtowało, no i między innymi w latach 90ych pracował przygotowując wizualizacje do klubów, a że siedział mocno w kulturze rave'owej, to łykał sporo ecstasy itd. Jedną z rzeczy, którą lubił w tej pracy, były poranki/świty po pracy - i jak przypuszczam, na zejściu lub też przed zejściem po dropsikach. Jak wyznał Guardianowi, końcowe sceny P&P czy parę scen w Pokucie (Robbie na polu makowym, scena na plaży w Dunkierce) są zainspirowane tymi wspomnieniami - piękne (może poza Dunkierką - to chyba już zejście), ale na swój sposób nierzeczywiste, oświetlone w specyficzny sposób.
Ja bym 2005 obejrzała ponownie tylko w celach krytycznych, serial mogę w kółko. Btw, wczoraj po raz 3 obejrzałam Becoming Jane i znów się poryczałam (z wiekiem coraz bardziej płaksiwa się robię, doprawdy). I znów obejrzałam wywiad z Anne Hathaway (głównie po to, by sprawdzić, czy ona naprawdę mówi: "James, albo jak mówimy na niego, Jamie..." i się rumieni - i owszem), i jakie to przyjemne, że to całkiem sensowna dziewczyna, która ma coś do powiedzenia.
Ostatnio edytowany przez ptasia (2008-04-04 12:58:44)
Offline
Anne Hathaway- prawda, bardzo ciekawa osóbka:) Becoming Jane jest piekne, bez 2 zdan, jednak czesto odwołuje sie do Dumy... Writha, czasami to męczy i ogladajac Becoming Jane kolejny raz męczyła mnie pewnego rodzaju "naiwność" (serial DiU jest nia przesiąknięty-ja tak nie mogę, nie krzyczcie zaraz ze serial jest 100 razy lepszy i o co chodzi i co ja pisze, po prostu jest naiwny, ale ten typ tak ma;) jednak Jamie wszystko wynagradza;P a! i muzyka-cudo!
Offline